Pierwsza tura wyborów prezydenckich już za nami. Ocena bezpłciowej kampanii wydaje się zbędna jednak i my pozwolimy sobie na luksus jej przeprowadzenia. Nie będziemy jednak rozpisywać się o sukcesie Pawła Kukiza i JOWów. Przypadek Wielkiej Brytanii udowodnił iż jest to pomysł nietrafiony i prowadzący do podziału sceny politycznej pomiędzy dwie partie oraz w najlepszym wypadku kilku posłów mniejszych ugrupowań. Dużo ciekawszym wydaje się przypadek Bronisława Komorowskiego i Andrzeja Dudy.
Od samego początku kampanii wiadomo było iż to oni zmierzą się ze sobą w drugiej turze. Od samego początku byliśmy bombardowani sondażami i opiniami pseudospecjalistów, którzy to zachwalali jednego bądź drugiego kandydata. Tuż przed ogłoszeniem wyników główne media przedstawiły cudowny sondaż według którego Bronisława Komorowski dzierżył w swoich rękach jedną trzecią wszystkich głosów dając widzom do zrozumienia, że co trzeci Polak „głosuje na Komorowskiego”. Jeżeli jednak weźmiemy pod uwagę obiektywny fakt iż ponad połowa z nas do wyborów w ogóle nie poszła okazuje się, że Bronisław Komorowski razem z Andrzejem Dudą ma nieco ponad jedną trzecią głosów. Kiedy zaś spojrzymy na liczebność ich partii oraz podstępnie zdobyty elektorat w postaci armii urzędników możemy dojść do prostego wniosku – oni sami siebie wybrali.
W ferworze wyborczej walki zasypywano nas wizjami nowych światów, coraz wyższych szczytów i równiejszych równin. Sukces gonił sukces, a za każdym tryumfem krył się następny tryumf tej czy pozornie przeciwnej strony. W rzeczywistości zaś różnica między panem Dudą a Komorowskim jest w zasadzie żadna. Obaj reprezentują pookrągłostołowy układ władzy i żaden z nich nie zamierza tego zmieniać. Walka którą obserwowaliśmy i obserwować jeszcze będziemy nie jest sporem o dobro Polaków, a najzwyklejszą w świecie kłótnią o podział łupów.
W takiej sytuacji sukces JOWów nie jest niczym nadzwyczajnym. Jak najbardziej szlachetna chęć naprawienia systemu jest zdecydowanie godna podziwu i zarówno pan Kukiz jak i jego zwolennicy zasługują na nasz szacunek. Bez wątpienia jednak nie da się naprawić czegoś co nie jest zepsute, a system w którym żyjemy działa jak najbardziej sprawnie. Problem tkwi w tym iż większość ludzi uważa, że został skonstruowany po to by ułatwić im życie podczas gdy w rzeczywistości jest to maszyna produkująca luksus i dobrobyt wśród pewnych elit będących obecnie u władzy. Obywatele zaś pełnią rolę paliwa, a w zamian dostają iluzoryczne poczucie władzy kiedy wrzucają swoją kartkę do urny. Wynik obecnych wyborów jest więc kolejnym przykładem porażki demokracji.
Druga tura stanowiła będzie ciekawy sprawdzian. Będziemy wybierać między obecnie urzędującym prezydentem, który w sądzie wykazuje się zadziwiającym brakiem wszelkich niemal wspomnień dotyczących tej mniej pozytywnej części jego kariery oraz człowiekiem który w ciągu dwóch minut wyczerpał temat polityki zagranicznej swojego państwa podczas telewizyjnej farsy w TVP. Najprawdopodobniej nie będziemy głosować „za” lecz „przeciw” komuś. Wszak mając do wyboru zło i zło logika podpowiada żeby wybrać mniejsze. Podejmując taką decyzję należy jednak pamiętać, że wybór zła małego lub dużego to nadal wybór zła.
autor tekstu
©Mateusz Lisowski
zdjęcie pochodzi z unsplash.com