Przejdź do treści

Korowód

Nadciągają, jak wiosenna burza, wybory na monarchę Kłodzka, jego dam dworu i rycerskich dworzan. W szranki tego turnieju swój akces zgłosiła pewna ilość zacnych osobowości i kilkoro osobliwości, którym jak mawiało pewne niezbyt ostre Szydło, szlachectwo i korona po porostu się należą.

Ponieważ od dziecka wiemy, że bajka, podobnie jak cyganka, prawdę o nas nam powie, dlatego też krótką bajkę wam dzisiaj opowiem. Nie będzie to jednak bajka o kotku, który siedząc po turecku na płotku palił sobie fajkę a jego puszysta kocica, mrucząc zalotnie i paląc przy tym pysznego papierosa, upaliła sobie kawał nosa. Będzie to bardzo krótka historia o kondycji kłodzkiej klasy politycznej.

Ponieważ wspomniana kondycja, jest niezwykle mizerna, część światłych mieszkańców Kłodzka gorączkowo poszukuje szczurołapa, który zna i potrafi zagrać na flecie melodię, z pomocą której w XIV wieku, ubrany w pstrokaty strój tajemniczy flecista z Hameln, w akcie zemsty za niezapłacone honorarium, za deratyzację miasta uwalniającą mieszkańców od plagi gryzoni, uprowadził nocą do jaskiń sto trzydzieścioro dzieci. Dzieci przepadły bez śladu.

Wieść gminna niesie, że w Kłodzku flecista już gra. Podobno wyprowadził drużynę PO i kandydatkę na ratuszową panią, na smutne, bo wilgotne od łez, polityczne manowce. Wygląda na to, że jejmość Aneta Łosiewicz, przez umiarkowanych przyjaciół zwana Pyzą na kłodzkich dróżkach, nie zostanie burmistrzynią. A jeśli wygra pan Michał Piszko, a pewnie wygra, Pyza nie zostanie nawet burmistrzową, bo to miejsce jest już zajęte.

Kłodzki ugór polityczny, od lat zawzięcie uprawiany przez tak zwaną elitę, przypomina akt tworzenia, który można porównać do skomplikowanego porodu z cesarskim cięciem. Pozytywne w tym akcie twórczym, jest jedynie to, że krew nie sika po okularach widzów i bieli szpitalnych kafelek. Przedstawiciele miejskiej elity bezrefleksyjnie, gdzie tylko mogą, prezentują swój potencjał intelektualny, ale zapominają lub zgoła nie wiedzą, że to dziwka, która wcześniej czy później zażąda honorarium, na które nie będzie ich stać. Niewątpliwe sytuacja życiowa wielu kłodzczan daleka jest od ideału – by było dobrze. Ale, mimo wszystko, w związku ze swoją neurotyczną niedojrzałością powinni oni, mieszkańcy, podziękować Bogu, naturze lub przeznaczeniu, że nie jest tak źle, bo mogło być przecież znacznie gorzej. Neurotykami nazywam tych wszystkich, którzy jedynie lamentują, wciąż tylko narzekają i czekają na człowieka, który ich do strachu i kłopotów wyzwoli.


Niemniej jednak, zdeterminowani mieszkańcy Kłodzka, zadają sobie pytanie, czy jest szansa na uwolnienie miasta od plagi politycznych gryzoni? Wiedzą bowiem, że celem gry polityków jest pozyskiwanie osobistego majątku. Politycy są gotowi naginać zasady, naruszać prawo aby uzyskać swój cel. Ich wyborcze obietnice służą tyko temu celowi. Dlatego też ośmielam się, tą ich wyborczą kampanię, nazwać -korowodem iluzji.

Jak już wspomniałem, część światłych mieszkańców naszego miasta, dałaby wiele aby ujrzeć mężczyznę w kolorowym przyodziewku z fletem przy ustach, za którym w kierunku ponurych lochów twierdzy podąża grupa naszych radnych i kandydatów na radnych wraz z kroczącą powabnie Pychą i Burmistrzem na czele. Ten, wypełniony po grzbiet iluzją i konfabulacją radosny korowód, pląsa w rytm melodii zgubnej dla nich a uzdrawiającej dla mieszkańców. W powietrzu, jakby z oddali, ponad melodią fletu pojawiają się nutki gruchających gołębic i gołębi. Ptaszyska te gruchają o posiadanej przez elity władzy wiedzy, wierze w coś, duchowej harmonii i spokoju duszy. Ten idylliczny obraz rodem z Arkadii zupełnie niespodziewanie zagłusza szum wody spuszczonej w klozecie.

Władza przyciąga tych, którzy jej pragną. Deformuje tych, którzy ją sprawują oraz przekształca wszystkich, którzy patrzą na nią z daleka. W szczególny sposób oddziałuje na intelektualistów/intelektualistki pracujących w różnych sferach życia społecznego, naukowego, politycznego, artystycznego czy w końcu samorządowego. Ciemne światło władzy wytwarza pokusę, by się do niej zbliżać, dostosowywać, naginać, czasem nawet – umizgiwać. Każda władza w mniej lub bardziej celowy sposób znajduje tych, którzy będą uzasadniać jej racje. Czasem szuka ich otwarcie, przekupuje zasobami, prestiżem, poczuciem docenienia. Niekiedy nie musi nic robić, aby tak zwani intelektualiści garnęli się do niej sami – powodowani zarówno potrzebami materialnymi, jak i idealistycznym światopoglądem. Wszyscy ci którzy znają się na teatrze wiedzą, że sztuka błękitnej krwi może ich nasycić. Jestem pewien, że uśmiechający się radośnie do potencjalnych swoich wyborców, pan Marek Mazurkiewicz, miejsko-powiatowy teatrolog – oficjalnie wielce kocha Williama Shakespeare za wszystkie jego dzieła a szczególnie za czystość uczuciową Romea i Juli. Potajemnie jednak wielbi Henrego Milera za Sextusa oraz Philipa Rotha za Kompleks Portnoya.

Są ludzie i jest ich wielu, którzy lgną do władzy, jak muchy do trupa. Władza, jest dla nich niczym mięso dla lwów. Nie potrafią się jej wyrzec. To osoby, które nie specjalnie w swoim strumieniu świadomości przeceniają wartości myślenia.

Gdy przyglądam się plakatowym obliczom kandydatek na radne i burmistrzynie to nie bardzo potrafię odróżnić jedną od drugiej. Wszystkie są jak podrobione Barbie. O kandydatach nawet nie wspomnę. Do Kena brakuje im wszystkiego – talentu, wdzięku i smaku. Trudno dociec, co podszeptują im ich wielkie umysły.

Gdy już opadnie wyborczy pył, otumanieni propagandą i księżycowymi obietnicami wyborcy dostrzegają, że są zupełnie bezradni stając twarzą w twarz z ludźmi władzy, którzy doskonale znają się na swojej robocie – czyli na bajerowaniu.

Mirosław Rudziński – Gappa