Kilka tygodni temu, będąc w Polsce, miałem okazję obejrzeć, dość trudny w odbiorze, film Wojciecha Smarzowskiego „Wołyń”. Pomysł, aby nakręcić film o tym ponurym okresie był, tak sądzę, zamysłem dość ryzykownym. Jednakże twórcom filmu udało się w znacznym stopniu uniknąć niebezpiecznych uproszczeń historycznych.
Niemniej jednak w obrazie tym zabrakło mi części historycznego tła tamtych potwornych wydarzeń. Wszyscy, prawdopodobnie bez wyjątków, zgodzimy się z tym, iż to, co wydarzyło się na Wołyniu od lutego 1943 do lutego 1944 roku było okrutną czystką etniczną. Zbrodnią ludobójstwa dokonaną na Polakach przez nacjonalistów ukraińskich.
Ponieważ geneza tych makabrycznych wydarzeń sięga bardzo głęboko w mocno pogmatwaną historię wzajemnych relacji pomiędzy Polską i jej wschodnimi sąsiadami bardzo łatwo można, stosując skróty myślowe, wygenerować pogląd, iż źli Ukraińcy bez żadnego powodu zmasakrowali dobrych Polaków. Prawda o tamtych mrocznych czasach okazuje się jednak dużo bardziej skomplikowana niżby niektórzy, zwłaszcza politycy, chcieli. Zatem zanim pierwsi rzucimy w Ukraińców oskarżycielski kamień spójrzmy, w wielkim skrócie na jedno ze źródeł ukraińskiego nacjonalizmu, którego w filmie zabrakło.
II Rzeczpospolita mimo dość liberalnych przepisów wyznaniowych zawartych w Konstytucji marcowej bez wątpienia była państwem konfesyjnym. Ponieważ natura wiary jest taka, iż ludzie nią porażeni potrafią bezgranicznie akceptować jakieś przekonanie nie mając ku temu żadnych racjonalnych przesłanek, teza o tym, że religia bardzo często bywa źródłem wielkiego zła, potwierdza się upiornie w tamtych barbarzyńskich wydarzeniach.
Polityka II Rzeczpospolitej nacechowana była generalnie nieufnością do prawosławia, jego hierarchii i kleru. Konsekwencją tej filozofii było utożsamienie narodowości z religią i stworzenie podatnego gruntu do konfrontacyjnej postawy Kościoła katolickiego wobec prawosławia. Władze II RP postrzegając Kościół prawosławny, jako pozostałość Cesarstwa Rosyjskiego uznały, iż to przekonanie daje im prawo do ingerowania w życie wewnętrzne Cerkwi. Pod hasłami powrotu do polskości osób zruszczonych w czasie zaborów, władze świeckie Polski międzywojennej do spółki z Kościołem katolickim rozpoczęły w grudniu 1937 roku, pod panowaniem autorytarnej Konstytucji kwietniowej, uchwalonej z naruszeniem przepisów Konstytucji marcowej, właśnie na Wołyniu, przymusową zmianę wyznania lokalnych społeczności – z prawosławia na katolicyzm. Generalnym wykonawcą akcji nawracania był Korpus Ochrony Pogranicza, który stosując szantaż i przymus do 1939 roku nawrócił około 10 tyś osób. W tej polskiej krucjacie, duchowieństwo rzymskokatolickie niezwykle gorliwie wspomagało władze państwowe, propagując nachalnie swoją religię pośród ludności ukraińskiej. Aby osoby formalnie nawrócone nie miały pokusy powrócić do prawosławia, kler katolicki systematycznie począł rozszerzać swoją sieć parafialną. Niektóre parafie były przy tym zakładane na terenach, gdzie żyły tylko niewielkie grupy katolików, lub nawet nie było żadnych wiernych. Mając świadomość, iż dla większości wyznawców religii, świątynia jest miejscem, w którym dokonuje się synteza środowiska z bóstwem, państwowo kościelni konkwistadorzy przystąpili wiosną 1938 roku do burzenia prawosławnych cerkwi na południowym Polesiu i Chełmszczyźnie. Akcja ta stanowi jedną z najciemniejszych kart II RP. I choć od tamtego czasu minęło już wiele lat w dalszym ciągu historia ta jest nieznana szerszej opinii publicznej. Dlaczego? Być może, dlatego aby ukryć wpływ religii na polityką narodowościową. Nacjonaliści ukraińscy pod wodzą Dmytra Klaczkiwskiego i Stepana Andrijowycza Bandery, niewątpliwie dopuścili się zbrodni ludobójstwa. Nie uczynili tego jednak jedynie dlatego, że przyszedł im nagle do głowy taki barbarzyński kaprys. Czuli się prześladowani i zagrożeni. Władze II RP starannie o to zadbały. Dekret w przedmiocie przymusowego zarządu państwowego z 28 grudnia 1918 roku, wydany przez Naczelnika Państwa, już w pierwszym artykule w punkcie „b” stanowi, że cały majątek cerkiewny oraz majątek stanowiący uposażenie duchowieństwa prawosławnego zostaje oddany pod zarząd państwowy. Formalnie krok ten uzasadniano koniecznością ochrony dóbr cerkiewnych opuszczonych w toku I wojny światowej.
Dekret ten nie stracił jednak na ważności nawet w momencie, kiedy ludność i duchowieństwo prawosławne powróciły na zajmowane przed wojną tereny. Uchylono go dopiero 8 marca 1958 roku. Jakby tego było jeszcze mało Prezydent RP 18 listopada 1938 roku wydał dekret o stosunku Państwa Polskiego do Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego. Dekret ten, był najbardziej rygorystyczny i restrykcyjny spośród wszystkich wydanych w okresie międzywojennym przepisów o stosunku państwa do kościołów i związków wyznaniowych.
Zatem, czy szeroko rozumiane władze Polski międzywojennej i, co bardzo istotne, Kościół katolicki nie są, aby współodpowiedzialni za te koszmarne ludobójcze wołyńskie wydarzenia?
W niezmiennie niepokojącej myśli o tym, czy historyczna prawda o rzezi wołyńskiej będzie łączyć, czy też dzielić nasze narody.
Mirosław Rudziński – Gappa.
zdjęcie z unsplash.com