Przejdź do treści

Pogodny pesymizm

Trzy refleksje

Refleksja pierwsza.

Nepotyzm, hipokryzja, głupota i nienasycona pazerność to asortyment, który pośród wszelkiej maści i kolorów politycznych idei, ma się znakomicie i występuje w obfitym, niewyczerpalnym wręcz nadmiarze.

Przyglądając się temu wszystkiemu, co wyrabiają rządzący nami mądrale – Kaczyński, Duda, Dworczyk, Morawiecki, Ziobro oraz cała reszta uzależnionych od nich partyjnych karzełków, typu Suski, Witek, Terlecki, Kowalski i wielu innych, można w chwili intelektualnej słabości, na przykład gdy mamy drastycznie zaniżony poziom alkoholu we krwi, rzeczywiście uwierzyć w to, iż czeka nas w najbliższym czasie arktyczna zima gospodarcza i pisowsko-klerykalny autorytaryzm. Świeccy optymiści powiadają, że jeśli Matka Boska nam pomoże, to jakoś to będzie. Natomiast ziemscy urzędnicy Pana Boga, wtórując tym pobożnym życzeniom laikatu, mamroczą swoje święte mantry i nawołują bogobojny lud do wiary w dobrą nowinę oraz polski ład. Wznoszą przy tym ku niebu rozpostarte w błagalnym geście ramiona i zawodzącym wilczym głosem wołają: „Baranki boże, radujcie się perspektywą zmartwychwstania i życia wiecznego, ale nie zapominajcie o tym, że grzech skąpstwa, jest grzechem śmiertelnym. Zatem, nie unikajcie hojnej ofiary na tacę, albowiem powiadam wam, że miganie się od świętej powinności jaką jest sypnięcie groszem na zachcianki kleru, jest zbrodnią przeciwko Panu Naszemu i niechybnie grozi ogniem piekielnym po wsze czasy”.

Urocza pod każdym względem i nieśmiertelna Kora śpiewa, iż paranoja jest goła. Pogodni pesymiści twierdzą, że paranoja mająca wiele wcieleń pewnie bywa i goła, niemniej jednak często, zbyt często, przywdziewa różnego rodzaju eleganckie robocze zbroje jakimi są garnitury, togi, habity i inne mundurki i mundury. Ma też tendencję do uproszczonego widzenia. Nie dostrzega różnych możliwych kontekstów danej sytuacji, tylko poszukuje prostej odpowiedzi najczęściej personalnej. 

Paranoja bywa często przypadłością fanatyków, którzy niestrudzenie dążą do tego aby innych ulepszyć. Jednym z najbardziej charakterystycznych cech fanatyka porażonego paranoją jest jego gorące pragnienie by cię zmienić, abyś też był taki jak on. Wielu z tych, którzy dzierżą byle jaką nawet władzę, są o tym głęboko przekonani. 

Refleksja druga. 

Istnieją na świecie różne stopnie zła. Zazwyczaj są to persony, które mogą latać nawet bez dywanów. Będąc w połowie lipca tego roku w niezatapialnej wsi Młoty, miałem bliskie spotkanie trzeciego stopnia z potomkami kapitana Stormfielda. Bohatera jednego z opowiadań Marka Twaina, którego to, (Stormfielda nie Twaina) środkiem transportu do nieba, tej bez wątpienia krainy wiecznej szczęśliwości, był właśnie latający dywan. Co prawda przedstawiciele Polskiej Grupy Energetycznej przybyli na koniach mechanicznych, niemniej jednak, to o czym opowiadali, brzmiało jak baśń z „Księgi tysiąca i jednej nocy”.  

Demony energetycznej rzeczywistości aby zapobiec klęsce energetycznej naszego kraju umyśliły sobie, że zatapiając wieś Młoty, zbudują coś bardzo drogiego ale za to tak pięknego, że obrazki z gazetek Świadków Jehowy wymiękają. Ta niezwykła troska o bezpieczeństwo energetyczne Polek i Polaków podsunęła mi myśl, że zamiast zatapiać dolinę Bystrzycy Łomnickiej, można skorzystać z energii jądrowej. Mamy przecież jej wielki potencjał. Posłowie, samce z PiS i nie tylko, mają teoretycznie po dwa jądra. Kochając bez pamięci, Polki i Polaków, mogą się na ołtarzu Ojczyzny poświecić i dla sukcesu polskiej energetyki dać sobie odjąć po jednym. Prawym albo lewym. W zależności od światopoglądu. Gdy jąderko Morawieckiego, Kaczyńskiego i koniecznie lewe jąderko, bo to bolszewik, Janusza Kowalskiego, stukną się w wielkim akceleratorze szarych komórek na Nowogrodzkiej, to uzysk netto neutronów albo protonów, któż zresztą wie, co w takich jąderkach siedzi, będzie z pewnością większy, niż niezachwiana wiara w Boga Pieniądza, Ojca Rydzyka.

Refleksja trzecia. 

Pierwszą ofiarą dobrej zmiany stała się sprawiedliwość. Ofiarą politycznych układów, bez względu na kolor politycznych idei, są stracone złudzenia obywateli, którzy nie zawsze i najczęściej zbyt późno dostrzegają, iż politycy kłamią, a kłamią prawie zawsze. Ostatecznie nie chodzi jednak o to, że kłamią, tylko oto – jak kłamią – bo na tym „jak” zasadza się cała pomiędzy nimi różnica.  

Ta z pozoru banalna refleksja, pozwala mi coraz częściej na odrzucanie złudzeń i chwytanie w tym codziennym zgiełku pogodnej emocjonalnej i duchowej równowagi. Wyjazdy, czy też ucieczki w góry sprzyjają odrzuceniu zarówno czarnowidztwa jak i nierozważnego, przez co niegodziwego wręcz optymizmu. Jako homo sapiens mamy i tak sporo szczęścia. Przed wielu, wielu laty, tak głosi starożytny mit, jedynymi śmiertelnikami na ziemi byli mężczyźni. Prometeusz chcąc zrobić im dobrze przyniósł im, w brew woli Zeusa, ogień. Zeus w zemście za taką zdradę nakazał stworzenie pierwszej kobiety, którą wydano za brata Prometeusza. Na imię jej było, jak się zapewne już domyślacie, Pandora – czyli, dająca wszystko. Ponieważ Zeus, jak każdy zresztą Bóg, poza Bogiem Słońcem, był draniem, podarował w prezencie ślubnym Pandorze puszkę z poleceniem, aby nigdy jej nie otwierała. Pandora, puch piękny, ale często jak to niewiasta, wywrotny i nieroztropny uległa w końcu ciekawości i puszkę otworzyła. Co było potem mniej więcej wiemy. Na świat wydostała się śmierć, rozpacz, choroby, zła wola, starość, nienawiść, przemoc, wojny i wszystkie inne formy zła, które znamy dzisiaj. Pandora, gdy się tylko połapała, co się dzieje, śmiertelnie przerażona, natychmiast puszkę zamknęła. W środku pozostał jednak jeden dar.  

Dar nadziei. Jedyne lekarstwo, ale też największa plaga. Z nadzieją, która zawsze umiera ostatnia niezwykle trudno jest sobie w sposób racjonalny poradzić. I uwierzcie mi wiem, co mówię. Albowiem, przez większą cześć mojego długiego już życia towarzysząca mi nadzieja na to, że kiedyś będzie lepiej, sprawiała jedynie to, iż popełniałem oślepiająco oczywiste błędy życiowe. Zbyt często, pod wpływem dobrej nadziei, oszukiwałem samego siebie, przez co często krzywdziłam innych. W końcu dotarło do mnie, iż oszukując samego siebie, po to jedynie, aby zapewnić sobie komfort łatwych i przyjemnych iluzji, jak ślepiec brnąłem w samoułudę. Nie wiem, czy na stan ten znalazłem lekarstwo, czy też nie. Myślę jednak, że mój łagodny i pogodny pesymizm wymierzony jest właśnie w tą samoułudę. Choć patrząc na sprawę z drugiej strony, pogodny pesymizm, jest jak dłonie trupa, ściskające głowę, która spadła pod stołu.

W niezmiennie najpiękniejszej myśli o tym, że spuchnięta godność polityków nie  nakaże im poszczuć krnąbrnego pismaka policją, prokuraturą i w końcu sądem. A  zdrowy rozsądek podsunie ich rozpalonym umysłom myśl, iż być może wystarczy  skreślić kilka zdań we własnej obronie. 

Mirosław Rudziński-Gappa

fot. by Artem Korsakow