Dziecko politycznej głupoty. Każdego dnia, z niemal każdego telewizyjnego ekranu spływają do naszych domów radosne peany na cześć najwspanialszego z ustrojów, w którym to dodatkowo przyszło nam żyć. Często słyszymy również, że ustrój ten, jako idea jest doskonały, podczas gdy jego rozliczne wady wynikają z niedoskonałości nas samych. Niestety polska demokracja, zwłaszcza w dzisiejszym pookrągłostołowym wydaniu jest niczym innym niż zwyczajnym rządem głupoty prowadzonej przez kilku, cokolwiek sprytnych, liderów.
W ostatnich dniach jesteśmy świadkami wyborczej bitwy. Bitwy pozbawionej wszelkich niemal zasad, w której każdy cios, nawet ten wymierzony daleko poniżej pasa jest dopuszczalny. O kandelabrową funkcję toczą pozorny bój podobno najwybitniejsi z nas. Dodatkowo, z jakiegoś tajemniczego powodu, jesteśmy święcie przekonani, iż to właśnie my – lud, mamy w tej walce decydujące znaczenie. Prawda jest niestety inna.
Demokracja, z samej swojej natury, jest najpodlejszą z możliwych form rządów. Opiera się ona na pustych obietnicach, przedwyborczych manipulacjach oraz powyborczych układach. Lud, który teoretycznie sprawuje rządy, oddaje swoje głosy zgodnie z wolą pewnej grupy trzymającej władzę lub ewentualnie na wybory nie idzie. Prawie każdy kandydat stara się uderzyć w najczulszą strunę swojego elektoratu, obiecując mu tylko to, czego elektorat ten chce i tylko po to, aby zostać wybranym. Tego tragicznego obrazu dopełnia fakt, iż ogromna większość ludzi nie posiada najmniejszych nawet kompetencji do podejmowania decyzji politycznych. Lud, jako taki, zawsze chętnie przyjmie zasiłek bądź też inną zapomogę, a każdy demokratycznie wybrany rząd z nieopisaną radością spełni tę chęć. Należy tu przypomnieć, iż żaden rząd nie operuje własnymi pieniędzmi, a jedynie tymi, które od tegoż ludu wyciśnie w przeróżnych podatkach. Toteż demokracja musi prowadzić do powstawania systemów socjalnych, a te z kolei cechują się narastającą liczbą ludzi bezrobotnych i ubogich. Socjalizm dzieli tylko biedę, ale za to po równo.
Dzisiejsze, podległe Unii Europejskiej, państwo polskie jest już niestety państwem socjalnym. Jest to w dodatku państwo, które znajduje się w schyłkowej fazie demokracji. Poszczególne postacie dokonują taktycznych podmian stołków, jednak w praktyce scena polityczna pozostaje niezmienna. Głosy oddane do urn są prawdopodobnie drogim wodotryskiem, gdyż nie jest ważnym, jak kto głosuje, lecz to, kto liczy głosy. Publikowane w mediach przedwyborcze sondaże, to w końcu nic innego jak ewidentny przykład funkcjonowania inżynierii społecznej. Bombardowani tabelkami i punktami procentowymi w większości ślepo oddajemy swój głos na tego, kogo wskaże nam władza. Odpowiednio spreparowani przez telewizyjnych dziennikarzy zapominamy, iż istnienie chociażby progu wyborczego jest niezgodne z konstytucyjną zasadą o proporcjonalności wyborów. Zapominamy, że wszelkie środki wypłacane nam przez państwo są mniejsze niż te uprzednio nam zabrane.
Dzisiaj, kiedy kampania wyborcza trwa w najlepsze, zapewne znów o tym zapomnimy i będziemy przekonani, że to właśnie my wybraliśmy dawno już wybranego Bronisława Komorowskiego na zaszczytną funkcję prezydenta naszego skromnego euro-województwa. W końcu „ruszymy z posad bryłę świata, dziś niczym, jutro wszystkim my!”
autor tekstu
©Mateusz Lisowski
Zdjęcie pochodzi z unsplash